Ignatius Ignatius
108
BLOG

Ćwierćwiecze obrazów i słów Teatru Marzeń: Dream Theater - Relacja

Ignatius Ignatius Muzyka Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

16.05.2017 zawitał do Polski Teatr Marzeń. W Katowickim Spodku odbył się specjalny koncert w ramach Images, Words & Beyond 25th Anniversary Tour.

Ćwierć wieku temu wydana została druga płyta Images and Words (1992) - tak proszę Państwa, trudno w to uwierzyć, ale tyle czasu już upłynęło odkąd część metalowego (i nie tylko) światka zachwyciło się „Pull Me Under”… drugi album Dream Theater to zarazem debiut dla wokalisty Jamesa LaBrie.

Z tej wyjątkowej okazji, zespół wystąpił dwukrotnie w osobnych setach. Pierwsza część, była w dużej mierze przekrojową prezentacją ostatnich płyt. Ta część szczerze mówiąc niczym szczególnym się nie wyróżniała, ot progresywny metal uczciwie zagrany bez większych fajerwerków. Z momentów dłużej zapadających w pamięć było solo na… tablecie Jordana Rudessa pod koniec przydługawego, otwierającego koncert „The Dark Eternal Night”.  Innym równie przykuwającym uwagę był mały popis basisty Johna Myunga w coverze Jaco Pastoriusa, „Portrait of Tracy”. Rzeczywiście wszelkie popisy instrumentalistów, czy to bardziej zwięzłe, czy rozbudowane potwierdzały klasę zespołu, po mimo dosyć przeciętnego repertuaru, dominowały ostatnie krążki The Astonishing (2016) – bardzo nijakie „Our New World”, z ratującą całość melodyjnym solem Johna Petrucciego,  „The Gift of Music”, nużące smęcenie, które stopniowo przechodzi w miłą dla ucha feerię dźwięków – znów w dużej mierze dzięki gitarzyście, Dream Theater (2013) – „The Bigger Picture”, które też trochę zbyt długo ciągło, patrz wyżej. Nieco zespół rozruszał się w „As i Am” – chyba najbardziej motorycznym kawałku pierwszej części przedstawienia, wpleciony cytat z „Enter Sandman” wywołał ożywienie wśród publiczności. Ze starszych rzeczy w tej części programu zagrano „Hell’s Kitchen”, które rzeczywiście w sposób spójny uzupełniało zestawienie. Kontakt frontmana z publicznością był raczej lakoniczny, ale treściwy, najmocniejszym punktem była, krótka anegdota. Po tym jak Dream Theater przyleciał do Polski – zobaczył gówno… w Spodku zapanowała konsternacja. Szybko rozwiana została przez wyjaśnienie, Johna LaBrie, który zwierzył się, że jako doświadczony muzyk, pomimo tylu światowych tras, nie ma zwykle czasu na zwiedzanie danego kraju, więc ostatecznie widzi jeno wspomniane gówno.

Po przerwie zespół wrócił z gwoździem programu, który zmył niedosyt. W pomysłowy sposób zespół przeniósł Spodek na chwilę w czasie wprowadzeniem, które polegało na „przeszukiwaniu” fal eteru, skacząc z programu do programu, gdzie przewijały się m.in. zajawki rockowych i metalowych hiciorów, które rządziły w 1992 roku (m.in. Red Hoci, Nirvana, Metallica, Gunsi). Publiczność w Spodku reagowała cały czas entuzjastycznie, jednak pierwsze sekundy „Pull Me Under” wprawiły fanów w stan ekstatyczny, który utrzymywał się przez resztę koncertu – pod koniec trybuny oklaskiwały już na stojąco. Odegranie takiego albumu jak Images and Words (1992) – esencjonalnego dla twórczości Dream Theater było strzałem w dziesiątkę – rzeczywiście było to przeżycie, którego się opisać słowami a nawet obrazami nie sposób. W czterech z nich zespół pozwalał sobie na dłuższe popisy instrumentalne, z bardzo efektowną solówką perkusyjną Mike Manginiego w „Metropolis Pt. 1: The Miracle and the Sleeper” na czele. Nie było to może mistrzostwo świata i okolic – ale pokazał klasę, wprawiając w podziw większą część publiczności tamtego wieczoru, głównie trickiem z naprzemienną, jednoręczną grą na werblu – zainteresowanych odsyłam do nagrań na youtubie. Dzięki odegraniu albumu w całości, druga część koncertu była harmonijna, spójna, dynamiczna, wyśmienita. To była prawdziwa uczta progresywnego metalu.

Z kwestii organizacyjnych, kuriozalnym okazały się krzesełka ustawione na płycie – jak zobaczyłem te równe rządki, zacząłem żałować, że rzeczywiście nie wziąłem pulowerka, albo, chociaż nie założyłem koszuli do tak dystyngowanego wydarzenia kulturalnego. – cóż za faux pas… Istnieje wersja, że użyto ich w celu tuszowania słabej sprzedaży biletów, co wiąże się bezpośrednio z kwestią cen biletów (niekończąca się historia – mocno wywindowane ceny w okresie, gdy nie brak konkurencyjnych wydarzeń). Bezczelnym wałem, jaki zrobiono to zamknięcie sektorów na koronie, nabywcom biletów wciskano potem miejsca tańsze a co za tym idzie gorsze od tych, które pierwotnie bukowali. Cała sytuacja okazała się na tyle chaotyczna, że część publiczności zmuszona była czekać w kolejce na wymianę biletu w czasie, gdy zespół już grał pierwszą część koncert. Abstrahując od wszystkiego, kto robi takie koncerty w środku tygodnia? Tak jak wspominałem publiczność już na stojącą przeżywała gdzieś w okolicach „Wait for Sleep” – z kolejnym solem Wizarda.

Nie obyło się oczywiście bez bisu, i tu padł na jedynie słuszny i oczywisty wybór – słynna suita „A Change of Seasons”, która pierwotnie miała przecież znaleźć się na Images and Words (1992) – niestety wówczas ze względu na naciski wytwórni, trafił dopiero trzy lata temu na EPkę o takim samym tytule – jak widać bezwzględny przemysł fonograficzny potrafi ingerować nawet w twórczości takich zespołów jak Dream Theater – zresztą nie takich dzieł, nie takich nazwisk na przestrzeni lat, ta kwestia dotyczyła. Fani mieli okazję, więc zasmakować w namiastce tego jak mogłaby wyglądać pierwotny koncept płyty, która i tak jest dziełem kultowym i hołubionym – byłem świadkiem jak pewien fan, z długim stażem, w uniesieniu zwierzał się swojej żonie, że spełniły się jego marzenie.    

Na uwagę zwróciło doskonałe brzmienie – nie wiem, czy nawet momentami nie było ciuteńkę za głośno (zwłaszcza wokale – nie rozumiem zarzutów względem Jamesa LaBrie). Wszystko brzmiało, klarownie, selektywnie i potężnie – porównanie mam na świeżo po Metalmanii, gdzie wiele zespołów niedomagało (jak np. ledwo słyszalny Sinister) – wspomnieć tylko suchość i płaskość brzmienia Samaela. Zupełnie nie ma porównania z tym jak był nagłośniony Dream Theater – strach pomyśleć, co by było, gdyby na takim poziomie łupało „święto” metalu w Polsce, przez bite kilkanaście godzin. Pozostaje mieć nadzieję, że i rocznicowej trasy doczeka się kolejny krążek.

Wspomnieć należy, że 20.05 w Bukareszcie zespół podczas koncertu zagrał „Black Hole Sun” aby upamiętnić Chrisa Cornella.  


Ignatius
O mnie Ignatius

♤Everything louder than everyone else♤ Entuzjasta hard'n'heavy

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura