Ignatius Ignatius
89
BLOG

Davidowi Bowiemu w Dąbrowie Górniczej... w deszczu - T. Love - Relacja

Ignatius Ignatius Kultura Obserwuj notkę 0

Weekendy przełomu maja i czerwca to sezon sprzyjający miejskim festynom, przyjeżdżają karuzele i moc różnych atrakcji. Dla mnie jest to okazja by wybrać się na koncert, który byłby najbliższy mojemu gustowi, żeby popatrzeć, jak mieszanka pokoleń, w przeróżnym stanie trzeźwości bawi się lepiej lub gorzej przy ogranych do bólu przebojach. Tym razem padło na weteranów z T. Love.

Był to bardzo ciekawy koncert ze względu na repertuar, zespół postanowił już promować nadchodzący nowy krążek, który ma się ukazać jesienią bieżącego roku. Nadreprezentacja nowego materiału – pozwala wyciągnąć pewne wnioski co do nowej płyty i pozwolę sobie skwitować to krótko – kolejna płyta T. Love. Zarówno pod kątem stylistycznym jak i lirycznym nie odbiega to od tego co zespół produkuje od ponad dwudziestu lat. Pojawia się przekaz opisujący ostatnie wydarzenia sceny polityczno-społecznej (nie tak może radykalnie jak Big Cyc, czuć próby zachowania obiektywizmu), bardziej uniwersalne tematy jak alkohol, bardziej osobiste wyznania jak bardzo miły trybut dla rodziców. Niespodzianką największą był utwór dedykowany śp. Davidowi Bowiemu zagrany na bis – gdzie tekst idealnie wpisał się w chwilowe załamanie pogody. Nowy materiał przeplatany był przekrojowo największymi hitami. Publiczność w średnim wieku gorączkowo domagała się takich kawałków jak „Wychowanie” i „IV LO” ta młodsza pląsała radośnie przy zastrzykach energii w postaci „Stokrotka”, „I Love You” czy „Gloria”. Nie zabrakło bardziej stonowanych nastawionych na charakterystyczny dla T. Love „nastrojowych” utworów: „King”, „Warszawa”, „Bóg”. W zasadzie z paroma wyjątkami, zagrali wszystko co mieli zagrać i pod tym względem nie można ekipie Muńka niczego zarzucić.

Ząb czasu jest jak zwykle (zwłaszcza) dla gwiazd rocka bezwzględny – Muniek (prawie gruby jak Elvis) w okularach przeciwsłonecznych mógłby śmiało zastępować Cugowskiego… Zresztą powoli to samo tyczy się „ekspresji” scenicznej. Mocno drażniły mnie nadużywania podziękowania – „dzięks”, już wole jak krzyczy „energia”… Cieszy udział saksofonisty jeszcze z czasów T. Love Alternative – Tomasza Pierzchalskiego, chodź jego udział przez cały koncert był raczej symboliczny. Reszta składu w formie, zwłaszcza gitarzysta Jan Pęczak, który swoją zaraźliwą radością grania i entuzjazmem bardzo pozytywnie nastrajał, przy Muńku miałem wrażenie, że ot jakiś nieopierzony nastolatek. Sidney Polak jak zawsze w formie i pomimo, że nie czaruje żadnymi nie wiadomo jak technicznymi popisami, to dobrze, jest od czasu do czasu posłuchać takiej niezobowiązującej gry. Warto wspomnieć, że skład zespołu jest stabilny i większość członków jest w zespole od ponad dwudziestu lat, co jak na tego typu zespoły, bardzo udany wynik.

Niby nic temu koncertowi zarzucić nie można, pełny profesjonalizm, długi set z kilkoma bisami, bez zbędnej napinki ale brakło trochę „energii” o którą tak częstochowski wokalista się dopominał. Za dużo było łagodnych kawałków względem tych skocznych, może to z powodu realiów festynowych? Może Muniek się starzeje? Będzie to trzeba sprawdzić następnym razem. 

Zobacz galerię zdjęć:

Ignatius
O mnie Ignatius

♤Everything louder than everyone else♤ Entuzjasta hard'n'heavy

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura