Ignatius Ignatius
114
BLOG

Cavalera Conspiracy: Blunt Force Trauma (2011) - Recenzja

Ignatius Ignatius Kultura Obserwuj notkę 0

Cavalera Conspiracy: Blunt Force Trauma (2011) - RecenzjaPo niekiepskim debiucie i tym bardziej udanej trasie koncertowej, po trzech latach ukazała się druga odsłona konspiracji Cavalerów. Nic więc dziwnego, że apetyty były naostrzone wśród fanów i antyfanów. Sytuacja w roku 2011 była o tyle ciekawa, że trzy miesiące po ukazaniu się Blunt Force Trauma (2011) przypomniała o sobie również Sepultura, której również wzięło się na nostalgiczne wspominki chodź wyrażone zupełnie innymi środkami. Z perspektywy czasu dodać należy, że Sepultura nagrała wówczas jeden z najlepszych krążków w swojej historii (!) nie mówiąc już o najlepszym od czasów exodusu Maxa z zespołu. Cavalera Conspiracy nie patrząc na nic nagrał płytę jeszcze bardziej oldschoolową i o dziwo efekt końcowy okazał się znacznie bardziej naturalny niż w przypadku debiutu - tyczy się to zwłaszcza boskiemu brzmieniu perkusji żywcem wyjętej gdzieś z połowy lat 80 - Partie Iggora (znów niepowalające techniką) są zdecydowanie jedną z cnót tego albumu. Czarno biała wersja okładki Inflikted(2008) dobitnie pokazuje, że mamy do czynienia z bezpośrednią kontynuacją, debiutu. Blunt Force Trauma (2011) to kolejna porcja 11 utworów (w podstawowej wersji), średnio obcięto po minucie z każdego kawałka - łączny czas trwania to zaledwie 34 minuty, nie trudno się domyśleć, że dominują na płycie szybkie, agresywne ciosy pokroju otwierającego Warlord czy jeszcze bardziej prymitywnie wściekłego Torture - pierwsza połowa płyty obfituje w klasyczny, bezrefleksyjny oklep z obowiązkową dawką melodii made in Rizzo. Można by nawet przyznać nagrodę Maxowi za spełnioną obietnicę wyborczą, - w kampanii drań odgrażał się, że mniej więcej taki będzie charakter albumu. Diaboł jednak jak powszechnie wiadomo tkwi w szczegółach - mniej więcej, bo tak naprawdę, tylko jeden utwór posiada czas trwania poniżej dwóch minut, i zdecydowanie nie można określić tego albumu czystym oldschoolem - nie ma co się oszukiwać, całość oblana zoostała od serca groove'owym sosem, przez co można drugi album braci nazwać co najwyżej udaną fuzją starego z nowym. Ewidentnie brakuje ręki megalomana z załogi Sepultury, Andreas na pewno nie słodziłby tak na szwedzką modłę jak jego kolega Marc, którymi (skądinąd bardzo udanymi i pysznymi solówkami) niepotrzebnie łagodzi obyczaje w brew paradygmatowi bez wględnego, brutalnego albumu jaki został postawiony i tyle się mówiło w zapowiedziach. Ponownie Cavalera Conspiracy zmiksowała ze sobą swoje ulubione składniki, znajdziemy tutaj trochę starą szkołę death metalu ale i tego kojarzącego się z melodyjną stroną Szwecji (I Speak Hate) dużo więcej thrashu (sam tytuł Thrasher mówi za siebie), szczypta corowych czadów (Lynch Mob z gościnnym udziałem Rogera Mireta). Jak wspominałem nie zabrakło bujającego groove metalu i odwołań do własnej twórczości z lat 90 - hiciarsko infekujący Killing Inside, który stanowi chwilę przerwy od nieustannego parcia do przodu. Niestety naprawdę wyrazistych momentów jest jak na lekarstwo, nie można nic zarzucić, poszczególnym strzałom ale na dobrą sprawę wszystko zlewa się ze sobą. Nie licząc Killing Inside, ciekawe patenty pojawiają się na sam koniec albumu. Mowa tutaj o Rasputin z sztampową imitacją skandowania, które jednak budują odpowiedni klimacik i wspaniały lukrowy popis Rizza wieńczący tytułowy utwór a tym samym całą płytę.


Revolution - The Czar is gone
Revolution - Monarchy's done
Stab, poison, shot, drown
Stab, poison, shot, drown

Wracając jeszcze do Rasputin, widać, nie znudziły się, Maxowi klimaty rewolucyjne, szkoda tylko, że nie przekłada się to na jakość muzyczną, która jest strasznie zachowawcza, żeby nie napisać, reakcyjna... dość tego czerwonego dyskursu, podsumowując Blunt Force Trauma(2011) to konsekwentne utrzymanie poziomu jedynki, a nawet momentami go przebija - jest wyczuwalnie mniej plastiku w brzmieniu na rzecz dobrej imitacji patyny. Jednakże może rodzić się pytanie po co marnować czas na produkt wtóny jak można sięgnąć po oryginały... Niestety pokazowe zakładanie koszulek swoich funfli po fachu, którzy razem z Sepulturą trzęśli sceną na przełomie lat 80/90 to nie wszystko.

Wydania limitowane posiadają dołączoną płytę DVD z koncertu z francuskiego festiwalu Les Eurockéennes Festival z 2008 roku oraz kilka utworów na dokładkę. Zacznijmy od repety, która składa się z trzech utworów: Psychosomatic (znalazł się na regularnym wydaniu japońskiego wydania), kolejny utwór z kategorii nijakich. Zdecydowanie lepsze wrażenie robi  Jihad Joe - i to jest naprawdę bardzo dobry cios, niezmiennie aktualna tematyka oprawiona w chwytliwą zadziorną jazdę z ozdobnikami podobnymi do tych jakie znalazły się w Rasputin. Ostatnim bonusem jest cover Black Sabbath, Electric Funeral i niestety jest to dramat, zdecydowanie zespół niepostarał się a szkoda bo niegdyś przecież stać było Sepulturę na ciekawie wykonany cover.
 
Koncert na DVD to zdecydowanie wartościowy dodatek, zwłaszcza, że set to mieszanka utworów z Inflikted (2008) razem z przekrojowym przeglądem kawałków Sepultury, i co najciekawsze nie skupiono się tylko i wyłącznie na kawałkach Roots Bloody Roots (1996). Odegrano hity i przeboje z Arise (1991) a nawet Beneath the Remains (1989) i Morbid Visions (1986). W dodatku Cavalera Conspiracy na moment zamienia się w metalowy odpowiednik Kelly Familly... gościnnie pojawiają się: pasierb Maxa - Ritchie Cavalera w Black Ark oraz syn Maxa - Igor Cavalera (to tłumaczy dlaczego brat Maxa podpisuje się Iggor) w kawałku Troops of Doom i przyznać trzeba, że chłopak sobie radzi. Niestety sceniczna ekspresja zblazowanego Maxa jest wyjątkowo przykrym obrazem, zwłaszcza jeżeli ktoś pamięta szaleństwo z lat 80/90. To już nawet nie jest cień tego człowieka.
 
 
Jak się ma więc Blunt Force Trauma (2011) do odpowiedzi Sepultury z tego samego roku? Andreas wyczuwając trend, również postanowił rozliczyć się z historią z tą różnicą, że pokusił się kolejny raz o formę albumu konceptualnego. Kairos (2011) absolutnie nie sili się w najmniejszym stopniu do stylizowania brzmienia, jest to nowoczesny krążek, z zgrabnie wplatanymi autocytatami z różnych okresów działalności Sepultury. Brzmi to znacznie bardziej autentycznie niż konspiracja, aczkolwiek w kategorii niezobowiązującego poniewierania lepiej sprawdzają się właśnie strzały Cavalery Conspiracy.
 
Ignatius
O mnie Ignatius

♤Everything louder than everyone else♤ Entuzjasta hard'n'heavy

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura