Ignatius Ignatius
252
BLOG

Sepultura: A-Lex (2009) - Recenzja

Ignatius Ignatius Kultura Obserwuj notkę 0

Sepultura: A-Lex (2009) - RecenzjaJedenasty długogrający album Sepultury, okazuje się kolejnym przełomem, jest to pierwszy album nagrany bez żadnego z braci Cavalera. Pogodzony Igor z Maxem próbują wspólnych sił w projekcie Cavalera Conspiracy, który miał być w założeniu próbą powrotu do prawdziwego oldschoolu – widocznie samo wplatanie najbardziej znanych utworów Sepultury do setlist Soufly nie satysfakcjonowało zblazowanego Maxa. Wróćmy jednak do zespołu Andreasa, który niezrażony kolejnymi personalnymi perturbacjami, szybko wypełnia wakat po perkusiście. Mistrz Igor zostaje zastąpiony przypływem młodej, świeżej krwi w postaci – Jeana Dolabelli. Pierwszym projektem „odświeżonego” składu - o czym nie wszyscy mogą wiedzieć, był utwór nagrany na potrzeby reklamy Volksvagen Vouge TV pt. „Coquhino”. Po tej frapującej rozgrzewce przyszedł na ambitny pomysł zmierzenia się z drugim po Dante XXI (2006) koncept albumem. Tym razem Brazylijczycy postanowili przetłumaczyć na język metalowej ekstremy klasyczne już dzieło Burghesa Mechaniczna pomarańcza, - temat wówczas nie był niczym nowatorskim bowiem dużo wcześniej, masę zespołów choćby z kręgu Oi, ska czy hip-hopu inspirowało się przygodami Alexa. Mimo wszystko szaleństwa jakie zostało spisane na kartach Mechanicznej pomarańczy (1962) godne jest i metalowej odsłony. Kusi już sama okładka, jedna z najlepszych od lat, a już z całą pewnością jest to najlepsza okładka ery post rootsowej. Bezwiednie przywodzi na myśl wspaniałą okładkę a co za tym idzie jeszcze wspanialszą płytę Arise (1991), jak się szybko okaże to nawiązanie niebyło pozbawione uzasadnienia, bowiem momentami słychać nawiązania do tamtego okresu Sepultury. A-Lex to oczywiście gra słów, oprócz imienia głównego bohatera oznacza to bezprawie, którą jest jedną z głównych kwestii poruszonych w dystopijnym świecie przedstawionego przez Burghesa. Na tym jednak na dobrą sprawę kończą się jakiekolwiek podobieństwa. Gdyby potencjalny słuchacz nie był wtajemniczony w ów koncept, nie miałby szans go wychwycić od strony muzycznej – muzyka jest intensywna, agresywna, szaleństwo kipi z każdej sekundy, ale na dobrą sprawę nie licząc typowej wariacji na temat Beethovena to trudno w tym znaleźć klimat zarówno powieści jak i ekranizacji Stanleya Kubricka na którą również się zespół powoływał.

Sepultura: A-Lex (2009) - RecenzjaMuzycznie mamy dosyć spójny zbitek krótkich furiackich i szybkich utworów dorównującym prędkości Durango 95. Takiego tempa dawno nie było w twórczości Sepultury, co kilka utworów zespół wplótł spajające instrumentalne przerywniki zatytułowane kolejno „A-Lex”, „A-Lex II”, „A-Lex III” i „A-Lex IV” – stały patent, stosowany od czasów niechlubnegoNation(2001). Kolekcję utworów instrumentalnych uzupełnia „Ludwig Van” będący wspomnianą symfoniczno metalową wariacją na temat twórczości tytułowego kompozytora. Niestety jest to totalne rozczarowanie, mogliby sobie śmiało ten kawałek darować albo wrzucić jako outro na sam koniec płyty. Wtórne jak diabli, zero nowatorstwa jedynie można ewentualnie pochwalić zespół za przyłożenie się do sprawy i rzekomego wysiłku jaki w ten utwór włożyli – niestety nie słychać tego za bardzo. Jak sam w jednym wywiadzie obecny lider zespołu stwierdził posklejano róże elementy i szkice - to właśnie słychać najbardziej. Z kilkoma wyjątkami to właśnie te instrumentalne wariacje oparte na kosmicznych klawiszach najbardziej intrygują i stanowią chwilę oddechu od brutalnej sieki. Nie jest to oczywiście nieustanna gonitwa, zadbano o dynamizm albumu i obok czadowego „Moloko Mesto: - death thrashowa jazda na wysokich obrotach, urozmaicona interesującymi „przeszkadzajkami” w tle. Od razu przypomina się mistrzowskieArise(1991). W podobnym tonie, chodź bardziej wyważonym jest „Filthy Rot”, o połamanej, mechanicznej strukturze z typowo sepulturowymi plemiennymi wstawkami. W tym kawałku wyczuwalna jest niezdrowa aura, która bije z każdej mikrosekundy. Szczęśliwie postawiono również na klimatyczną stronę krążka, która powinna korespondować z główną inspiracją. Punktem kulminacyjnym jest „Sadistic Values”. Jest to najdłuższy utwór na krążku, zaczyna się niepokojącym, szklanym wstępem, marszowa perkusja Jeana i deklamacja Derricka upewniają, że mamy do czynienia z bardziej klimatyczną stroną płyty. Derrick znów daje popis swoim wszechstronnym umiejętnościom wokalnym, śpiewa czystym głosem, nie wytrzymuje, zaczyna krzyczeć. Gitara Andreasa delikatnie meandruje, są momenty obrazujące techniczny potencjał perkusisty. Gitarowy riff w drugiej połowie skutecznie drenuje czaszkę niczym eksperymentalna terapia jaką poddano protagonistę.

Album promowały dwa utwory: „We’ve Lost You!” rozpoczynającym się ckliwą akustyczną gitarą, zakłóconą szybko przez pojedyncze gitarowe gromy, które ostatecznie przeradzają się w ociężałą bestię. Momentami trochę rozlazłą, dołującą i momentami zbyt melodyjną niemniej razem z klipem nawiązującym do Mechanicznej pomarańczy(tym razem raczej do filmu niż książki) – klip dobrze zrobiony ale niestety trochę zbyt tendencyjny i syntetyczny.

Drugim kawałkiem do którego powstało dideło jest „What I Do!”, który jest szybkim, mięsistym groove metalowym ciosem. Klip to typowe koncertowe ujęcia. Utwór cechuje większa pirotechnika perkusisty, z kolei Andreas znów stara się zdominować swoimi monotonnymi riffami ale szczęśliwie jego partie dobrze współgrają z całokształtem. Jego zwichrowane solówki nadają psychodelicznego smaczku w tym gruzowaniu.

Brzmienie trochę zbyt wymuskane i syntetyczne ale przy tym potężne i w porównaniu z trzema pierwszymi płytami po odejściu Maxa brzmi przepotężnie. Andreas na fali poprzedniczki  pokazał, że potrafi, że jak chce to razem z zespołem potrafią pokazać jak się gra mieszankę death/thrash/groove metalu z szczyptą nazwijmy to umownie progresji. Nie jest to niestety żadne mistrzostwo świata, ale jak na kondycje Sepultury z ostatnich lat jest to kawał rzetelnego rzemiosła. A-Lex(2009) aż prosi się aby go zestawić z pierwszą płytą Cavalery Conspiracy ale to sobie postanowiłem zostawić na osobną recenzję. Album trzyma poziom i można było mieć wówczas nadzieję, że zespół nagra coś porywającego po mimo braku w składzie braci Cavalera. 

Ignatius
O mnie Ignatius

♤Everything louder than everyone else♤ Entuzjasta hard'n'heavy

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura