Ignatius Ignatius
621
BLOG

Sepultura: Against (1998) - Recenzja

Ignatius Ignatius Kultura Obserwuj notkę 2

Sepultura: Against (1998) - RecenzjaDrogi braci Cavalerów rozeszły się na dobrych kilka lat. Max ruszył z Soulfly rozwijając drogę zapoczątkowaną na Roots (1996). W obozie Sepultury nastała „nowa era”… która trwa do dziś. Po rozwodzie z jednym z braci Cavalerów, niewzruszony zespół nagrywa swój pierwszy album z nowym wokalistą – Derrickiem Greenem... rozwijając dokładnie tę samą drogę. W porównaniu z dzisiejszymi realiami w 1998 roku w składzie Sepulturze jest ¾ Sepultury, brakowało tylko i aż tylko frontmana brazylijskiej legendy. Okazało się też że można strwożyć jeszcze brzydszą i sztuczną okładkę – Indianin z banknotu z poprzedniej płyty przy tej renderowanej grafice jest arcydziełem. Album zgodnie z tytułem, został zadedykowany a raczej wymierzony w byłego wokalistę/gitarzystę zespołu. Prowadzenie polemiki wśród artystów to nieodosobnione zjawisko – można to traktować jak szczeniackie zachowanie ale z drugiej strony, czyż nie tęsknimy za czasami, gdy pojedynkowano się na słowa, argumenty a nie inwektywy i epitety?

Tradycyjnie zaczynamy od tytułowego kawałka, odgłosy zatłoczonego miejsca, miarowe tąpnięcia i odzywają się mocno metalcorowe gitary, już od tego momentu słychać, że to naturalna kontynuaja krążka poprzedzającego Against(1998). Nadal jest to szybkie zajadłe, agresywne łupanie, Kisser epatuje transowymi riffami. Igor masakruje perkusje swoją charakterystyczną rytmiką, nowy wokalista schowany za ścianą dźwięku – ale jeszcze zdąży pokazać co potrafi na tej płycie. Bezpośrednie przejście do jednego z największych hitów na tej płycie, w „Choke”, podkreślane są bardziej urozmaicone, plemienne bębny, gitara wyłania się z narastającą intensywnością, bardziej zrównoważone tempo, trzeba bez bicia przyznać, że wrzask Derricka nie odstaje od wokaliz Maxa – a i przyznać trzeba na tym krążku nie raz zaskoczy swoją techniką. Najbardziej charakterystycznym momentem utworu jest gniewne skandowanie choke, które do dziś sprawdza się na koncertach – jest to jeden z nielicznych kawałków z tej płyty jaki pojawia się w secie. Słychać modne echo – nu metalu w niektórych partiach gitarzysty, szybko dla równowagi wkradają się pierwotne tribalowe rytmy i naprawdę bogate instrumentarium co zresztą będzie towarzyszyło nam do ostatniego kawałka – oprócz standardowego zestawu perkusyjnego muzycy wyżywają się na kubańskich kongach, afrykańskim djembe, wykorzystanym w capoeirze agogo. Kisser, który po odejściu Maxa zmonopolizował pozycję gitarzysty: oprócz elektryka sięga chętnie również po akustyka, mandolinę a nawet sitar. Paulo Jr. sięga po afrykańskie udui berimbau, który również kojarzy się z capoeirą. Wracając do „Choke”, w drugiej połowie kawałka Kisser poczynił klasyczniejszą, czystszą solówkę.

Bujający solidny groove metal od samego początku napędza „Rumors”, to zmasowany, chaotyczny atak z groźnymi pomrukami gitary basowej. Ciekawe deklamacje czarnoskórego wokalisty, gniewne chórki, czytelne growle po chwili wplata zwodzenia i niezrównoważone odgłosy, okrągłe, nowoczesne gitarowe granie.

Przedłużające się sprzężenie, perkusyjne pojedyncze uderzenia, lekki bałagan, sytuacja normalizuje się, wraz z nią gęstnieje atmosfera, w „Old Earth” mamy instrumentalnych eksperymentów ciąg dalszy. Rytmiczny minimalistyczny, nastrojowy utwór. Po tym pasażu przechodźmy w lejące się riffy i wzmożoną ekspresję perkusyjną, wokalnie spokojnie, szepty, wolniejsze tempa, brakuje gitarowego czadu , zbyt stonowane miejscami, ale za to mocno brazylijskie bębny nadają uroku, liryczny akustyczny popis pod koniec, mocna motoryczna końcówka. Jest to jeden z najbardziej progresywnych kawałków na płycie, któremu zdecydowanie bliżej do Chaos A.D. (1993) niż Roots(1996).

Z kolei wstęp do „Floaters in Mud” od razu przywodzi na myśl korzenie , nisko przesterowana gitara znów podkreśla nu metalowe konotacje, psychodeliczna gitara wyłania się powoli z tytułowego błota (powszechny efekt, już kolejny raz Kisser z niego korzysta na tej płycie) utwór nabiera mocy, zalewając nas trochę wymuszoną ścianą dźwięku, znów Derrick popisuje się inną manierą wokalną. Początkowo przydymionym głosem w końcu by wywrzeszczeć cały gniew. Znów głos gubi gdzieś przykryty uwypukloną gitarą, jakby Kisser chciał na każdym kroku podkreślać, że odtąd, to jest jego zespół i on tutaj dzierży palmę pierwszeństwa. Igor gra bardziej leniwie i nie popisuje się zbytnio umiejętnościami, nawet w szybszych momentach niedomaga. Kolejne folkowe, radosne wtręty, które wychodzą naturalnie i współgrają z osobliwością całokształtu. Kolejna prosta ale czysta solówka Kissera, trochę za długo się popisuje zważywszy, że w tym wypadku nie ma za dużo do zaoferowania. Groove metalowe partie są niestety mało przekonujące, jest niby agresywnie ale brzmi to jakby zostało nagrane na siłę, zdecydowanie znów lepiej wypadają folkowe wtręty, które najdłużej się pamięta po odsłuchu.

Perkusista rehabilituje się w wściekłym bojkocie. Oszczędniejsza gra Kissera pozwala dojść do głosu plejadzie egzotycznych instrumentów, rozedrgany punkt kulminacyjny robi wrażenie, podąża zanim przejmującą „syrena alarmowa” zagrana przez gitarzystę, intensywne momenty są przełamywane bardziej pokombinowanymi, nastawionymi na bardziej klimatyczne granie.  

Sepultura: Against (1998) - RecenzjaSepultura od zawsze dbała o nastrojowość swojej tworczości, nawet gdy tyczyło się to jeszcze prymitywnych początków, pojawiały się klawiszowe bądź akustyczne intra, szybko istotną rolę zaczęły odgrywać utwory instrumentalne, na siódmej płycie jest ich aż cztery. Pierwszym instrumentalnym przerywnikiem na Against (1998) jest „Tribus”, utwór ten otwiera drugą połowę albumu, która będzie obfitować w tego typu utwory. Jak sam tytuł wskazuje jest to tribalowy przerywnik, oparty głównie na instrumentach perkusyjnych. Szybko odzywa się niepokojąca monotonia gitary, wszystko ma ręce i nogi, i zupełnie nie wiem po co wpleciono w to wszystko elektronikę. Bez niej utwór sam by się spokojnie obronił.

W „Common Bonds” chłopaki kontynuują ciężki groove z dziwnym pogłosem, ten kawałek najlepiej pokazuje, że brakuje jednak drugiej gitary, dzięki temu gitara basowa Juniora odgrywa znacznie większą rolę niż dotychczas, wypełniając niejako lukę po Maxie. Zwraca uwagę kolejny popis wszechstronności Derrika, który przyznać trzeba - wnosi wiele świeżości do zespołu. Konkludując jest to bujający kawał nowoczesnego metalu. Urozmaicony niespodziewanymi elementami, zmianami tempa i dziwnych gitarowych patentów, w których co raz bardziej lubuje się Kisser jak np. do bólu piskliwa solówka. Trudno uwierzyć, że w nie całych trzech minutach to wszystko, tak zręcznie zespół skompresował.

Drugim instrumentalnym utworem jest „F.O.E.” , który w zasadzie jest coverem utworu „Freedom of Expression” Jimiego Bowena ze ścieżki dźwiękowej filmu Znikający punkt(1971). Utwór rozpoczyna się odgłosami jakby na lotnisku, folkowe radosne wprowadzenie, odjazdy Kissera, mający budzić grozę, perkusyjna kawalkada, to wciąż najmocniejsza strona Sepultury. Nagły wzrost natężenia dźwięku i przejście w mechaniczną „Reza”, mało czytelny bełkot i wrzaski w rodzimym języku wokalisty,  piorunująca perkusja, niczym nieskrępowane szaleństwo. Ogólnie kawałek sprawia wrażenie ubogiej „Ratamahatty”, gościnnie swego głosy użyczył w tym dobry kumpel zespołu - João Gordo z Ratos de Porão.

W „Unconscious”, panuje drażniący riff, ogólnie jest to ciężki, nieco połamany kawałek, znów momentami jest zbyt wysunięta gitara Kissera, zwłaszcza w irytujących melodyjnych riffach. Z utęsknieniem czekamy na etniczne elementy i się ich doczekujemy, momentami brzmi to wszystko tak, że w zasadzie metalowa otoczka jest tylko tłem dla tych krótkich chwil, kiedy to muzycy sięgają po niestandardowe instrumentarium.

Druga połowa płyty aż kipi od niespodzianek i pomysłów, czego koronnym przykładem jest „Kamaitachi” (tytuł pochodzi od japońskiej mitycznej istoty, która jest „łasicą o pazurach jak sierpy”) – perkusyjna potęga i budowanie orientalnego wydźwięku zawdzięcza się zaangażowaniu w nagrywanie siedmiu japońskich muzyków z zespołu folkowego Kodo. Jest to bez wątpienia jeden z najbardziej przemawiających do mnie utworów. Tym razem Sepultura niespodziewanie przenosi nas w dalekowschodnie rejony.

Czas na krótki strzał na miarę „Spit” lub „Dictatorshit” jakim jest „Drowned Out”. Mocno metalcorowy kawałek, trochę pod koniec jakby para uchodziła ale i tak jest konkretnie. Niestety w porównaniu z powiewem świeżości „Kaimatachi”, tego typu kawałki brzmią jak najzwyklejsze zapychacze.

Takiego zarzutu nie można postawić „Hatred Aside”, prawdziwy brylant tej płyty - chwytliwy klasyczny riff, kolejna energetyczna petarda, trącająca ni to klasycznym thrashem ni to stonerem, duża to zasługa gościnnego udziału samego Jasona Newstada - jest to najbardziej oldscholowy kawałek od wielu lat w repertuarze Sepultury. Rasowy, stary thrash przyprawiony nowoczesnością, głównie ze względu na okrągła solówkę Kissera.  Tak jest do połowy utworu bowiem w drugiej części mamy totalny przepalony odjazd na miarę najlepszych momentów Roots (1996). Słychać w tym kawałku, że zespół miał jeszcze co nieco do powiedzenia. W porównaniu z większą częścią albumu brakuje tylko ostatecznego szlifu, jakby w zbyt dużym pośpiechu nagrano i wydano Against (1998).

Album zamyka „T3RCERMillennium” – tytuł może nasuwać na myśl jakąś techno sieczkę – spokojnie, pozory mylą, w istocie jest to naturalne rozwinięcie folku na miarę „Kaiowas” i „Jasco”, tylko, że jeszcze więcej tu smaczków jak chociażby partie smyczkowe, wspaniały folkowy popis i zwieńczenie tej niedocenianej płyty, chyba wielu przekreślili ten krążek przed przesłuchaniem do końca...

...wielu na samym starcie, a nawet wcześniej przekreśliło ten album nie dając mu żadnej szansy. Inni traktują ten album jako ostatni naprawdę warty uwagi. Tyczy się zresztą to popularnego podejścia do nowej Sepultury, jak to nadal jest określana chodź nowy skład liczy już prawie dwie dekady i nagrała więcej płyt niż stara – chodź oczywiście bezcelowe będzie jakiekolwiek porównanie tych dwóch etapów działalności zespołu. Główną wadą Against(1998) będzie wtórność, bowiem podobne pomysły Sepultura eksploatowała już na wcześniejszych płytach, wytrącony został tym samym ważny atut świeżości. Z drugiej strony nie jest to kalka Roots (1996), nie można odmówić zespołowi potencjału i konsekwentnego eksplorowania muzyki świata, którą znów umiejętnie pożeniono z ostrym metalowym brzmieniem. Bardzo dobrym krokiem było poszerzenie horyzontów i sięgnięcie po klimaty niekoniecznie brazylijskie. Nie ulega żadnym wątpliwościom, że swoje najlepsze lata zespół miał za sobą, nie jest to dzieło wybitne, ale warto posłuchać, jeżeli komuś podobała się twórczość Sepultury w latach 1993-1996 - siódma odsłona tego zespołu będzie stanowiła wartościowy suplement.

Ignatius
O mnie Ignatius

♤Everything louder than everyone else♤ Entuzjasta hard'n'heavy

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura