Ignatius Ignatius
245
BLOG

Morgoth: Ressurection Absurd (1989) - Recenzja

Ignatius Ignatius Kultura Obserwuj notkę 0

Morgoth: Ressurection Absurd (1989) - RecenzjaMorgoth - nazwa znana zarówno miłośników twórczości J.R.R. Tolkiena jak i maniaków starego dobrego death metalu, często osoby te mogą należeć do obu grup jednocześnie. Dla krótkiego wyjaśnienia Morgoth to Władca Ciemności, zwany również Czarnym Nieprzyjacielem Świata - aby nie wchodzić zbytnio w szczegóły tej ciekawej postaci, zilustruje rangę tej postaci w uniwersum Tolkiena, m.in. sam Sauron był sługą Morgotha. W równie magicznym świecie muzycznej ekstremy Morgoth to niemiecki (RFN) zespół utworzony w 1985 roku. Jest to jeden z naprawdę nielicznych wartościowych niemieckich zespołów death metalowych i zarazem jest to bezsprzecznie jeden z najlepszych i najbardziej charakterystycznych zespołów w historii światowego death metalu.

Pierwszym oficjalnym nagraniem jest EP Ressurection Absurd, który ukazał się w pamiętnym roku 1989. Okładka tej małej płyty zdobi okładka, która przeraża swoim stopniem ohydy, na długo ta płacząca istota, niczym inkarnacja narastającego cierpienia ma coś w sobie wyjątkowo odpychającego. To jak wiadomo bardzo obiecujący znak dla tej dziedziny sztuki - brakuje mi tego typu kreski w dzisiejszych produkcjach. Muzyczna zawartość to zaledwie pięć utworów z czego jeden to instrumental. Całość trwa niecałe 23 minuty ale każda sekunda została wzorowo wypełniona samą wspaniałością.

Otwierający debiutancką EP „Dictated Devilerence” ogłuszający tępy pogrom, zalewająca obmierzła ohyda wokalu Marca Grewe'a, który zasłynął z oryginalnego podejścia do growlingu. Szybka praca perkusji Henecke'a, ponure żniwa gitarowego wymiotu Bussa i Otterbacha. Śmiałe zmiany tępa, interesujące urozmaicone partie perkusji, poroniona melodyjność zaklęta w partiach gitarowych, brudne brzmienie słowem - wzór cnót death metalowego rzemiosła przełomu lat 80/90.

Apoteoza mroku bijąca z  stonowanego wstępu „The Travel”, kawał bardzo treściwego klimatycznego death metalu, prawdziwa otchłań wyziera z gitarowego, okaleczającego tornada. Ciągnące się w nieskończoność potępieńcze torsje Marca,  za pomocą których buduje niesamowitą, pełną bólu atmosferę. Oszczędniejsza, leniwa gra Hennecka i piękna czysta melodyjna solówka, kontrastuje z wszechobecnymi nieczystościami Mordoru, które tabunami wylewają się niczym z pękającego w szwach zaropiałego rynsztoku. Strumień zamienia się w szybko w potok sonicznego wymiatania w średnio szybkim tempie. Soczysty pasaż na koniec, z bardziej precyzyjną i selektywną grą, można nawet wyłapać szczęk basu Marca.

Morgoth: Ressurection Absurd (1989) - RecenzjaCzas na wspomniany wcześniej „The Afterhought” - zaskakujący utwór instrumentalny, sekcja rytmiczna wgniata w linoleum - otwierający psychodeliczny pasaż basowej gitary i wyniszczające salwy odpalane przez perkusistę, nieznośny szelest talerzy, karkołomna prędkość, lovecraftiańska meandrująca gitara – rzeczywiście wokal jest zbędny, jest to jeden z ciekawszych instrumentali jakie słyszałem, które nie są jakąś zapchajdziurą tylko prawdziwy popis umiejętności i kunsztu instrumentalistów całego zespołu. Bombastyczny brutalny finał który nagle się urywa na rzecz dziwnego, elektronicznego intra do „Selected Killings”, który wbija metalowe drzazgi za nim przewierci nas gitarowa melodyjna gitara, połamane rytmy i narastające poczucie uniesienia, dewastujący nieco mechaniczna partia perkusyjna, urozmaica ten niekrótki instrumentalny pasaż – jest to najdłuższy utwór na EPi i robi podobne wrażenie jak „The Afterthought”. Ciach bajera! Do głosu dochodzi plugawy Marc, zróżnicowane tempo i bogactwo kompozycyjne tego utworu sprawia, że mamy do czynienia z jedną z wcześniejszych form progresywnego death metalu. Zniewalający atmosferyczno-akustyczna przerwa w nadawaniu transmisji z Mordoru, który się przegrupowuje. Okrzyki bojowe rządnych krwi hord orków przemówiły jednym głosem blondwłosego wokalisty, który w tym utworze przechodzi sam siebie. Nawiedzone sola zagrane przy pomocy tremolo potęgują wydźwięk tego arcydzieła.

Dalej mamy „Lies of Distrust”, który jest bardziej standardowym brutalnym death metalowym rozpruwaniem niewinnych przez harpie, które zboczyły ze swej wojennej ścieżki. Solidnie rozpędzony, o zamglonym brzmieniu, które rozmazują partie perkusji i przygaszonych gitar. bardzo duszno się robi podczas słuchania tej EP. Kolejne mistrzowskie, zróżnicowane partie wokalne, idealnie współgrają z muzycznym równie porażającym tłem, oczywiście Morgoth nie byłby sobą, gdyby z prostego utworu nie zrobił się popis chorych wizji,  przekonwertowanych na język chorych solówek. Ta fuzja pierwotnej agresji i lirycznego żalu zarzynanych elfich samic jest bezcennym atutem tego zespołu.

 

Lies of distrust - control our ideas
Lies of distrust - ferocity appears
Lies of distrust - make people scream

Mimo wszystko te nieco ponad dwadzieścia minut pozostawia niedosyt,  każdy z tych utworów sprawia, że chce się więcej i więcej. Wydana w 1989 EP była bardzo oryginalnym przykładem death metalowej materii. Nic dziwnego, że w tak krótkim czasie zespół stał się jednym z liderów śmierć metalu - i to nie tylko w Niemczech ale w całej Europie i ostatecznie w całym tym męczeńskim padole łez. Całe szczęście zespół nie kazał długo czekać na następną porcję świeżej krwi. Ressurected Absurd  otwiera krótką za to wspaniałą serię, niezapomnianych wydawnictw z którymi trzeba się zmierzyć.

Ignatius
O mnie Ignatius

♤Everything louder than everyone else♤ Entuzjasta hard'n'heavy

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura