Ignatius Ignatius
102
BLOG

Red Harvest: Sick Transit Gloria Mundi (2002) - Recenzja

Ignatius Ignatius Kultura Obserwuj notkę 0

Red Harvest: Sick Transit Gloria Mundi (2002) - RecenzjaOsobiście traktuję Cold Dark Matter jako przedsmak przed pokazem prawdziwego pokazu siły jakim jest  Sick Transit Gloria Mundi. Patetyczność tytułu będącymi pierwszymi słowami pieśni (Tak przemija chwała (tego) świata!) idealnie odwzorowuje muzyczny majestat Red Harvest.

 Po krótkim wprowadzeniu zatytułowanym tajemniczym akronimem „U.G.X”. wyłania się nieokiełznane szaleństwo zatytułowane „AEP (Advanced Evolutionary Progression)”, który oszałamia niezwykle przenikliwym, głuchym basem. W momencie rozdzierani i szarpani zostajemy przez industrialne szpony. Klimat poprzedniej płyty podtrzymany i co lepsze - udoskonalony. Dźwięki trawione przez otchłań, patos chórów w tle uszlachetnia tę bezkształtną, nieuchwyconą żadną miarą dźwiękową grozę. Nagły atak chamskich, wręcz bluźnierczych bitów, który gryzie się z metalowym złomem i ponurą epickością. Zaprawdę powiadam wam jest to mieszanka wybuchowa. Wokal Ofu Khana to jak na poprzednim krążku, średnio czytelny growl, momentami niski skrzek, który wtapia się w metalową ścianę gitarowych riffów. Po odsłuchaniu „Godtech”, z okolicy zostanie swąd i ewentualnie brunatny pył. Mechaniczny, mozolny kroczący riff i przytłumiony niewyjaśnionym gwałtem głos wokalisty. Doomowa, infekująca praca gitar na tle zgiełku morderczych maszyn. Przerażające elektroniczne opary tworzą nokturnowy nastrój. Symfoniczne plamy smutne, jakby ostatnie tchnienia życia z nich ulatywały, obracając się w nicość nieuniknionej anihilacji.  

Ogólny pesymizm i dekadencja do szpiku kości, nie ma tu miejsca na jakąkolwiek nadzieję, szybko o tym przekonują poronione gitarowe furie, które drążą w metalicznej skale. „Humanoia” obficie wypełniona jest potępieńczymi jękami, sadystycznymi zapętleniami. Utwór wyróżnia się bardziej wyrazistym brzmieniem. Momentami metalowa konsumpcja zanieczyszczona zostaje przez chrobotanie, niewyraźnej elektroniki.

Czas na dawkę śmierć metalowego szaleństwa unausznionego przez metalowe monstrualne riffowanie, które nagle zostaje stłumione, na rzecz toksycznej aury i powolnego ołowianego riffu, elektroniczne ponure klawisze i metaliczne ozdobniki tworzą kolejny opus zguby ludzkiego gatunku. Perkusyjny majstersztyk poczyniony przez E_Wroldsena, zdecydowanie jego gra uszlachetnia stop metalu wykonywany przez czerwonych żniwiarzy. Agonię naszego systemu planetarnego przedłużają pojedyncze uderzenia i wspaniała klimatyczna wstawka. Wiele dzieje się w tym kawałku i jest to jeden z moich faworytów.

 Kolejny symfoniczny przerywnik dający chwilę na odpoczynek od tej muzycznej pomsty, chodź nie do końca bo intro do „Beyond the End” jest pokiereszowane elektronicznymi rysami, które odliczają do ostatecznej erupcji metalowego wulkanu. Rzeczywiście mamy do czynienia z szybkim młóceniem z wzrastającą intensywnością i szybkością. Znów chórki budują nastrój, który lubię, brzmienie jest po prostu  prześliczne. Wojenny nastrój oznajmia nagły okrzyk i marszowy werbel, który podsyca napięcie razem z parapetem budują patos. W zasadzie cała ta płyta to jest jedna wielka soniczna wojna. Przypomina to dawne rozumienie czasu i pokoju, gdzie pokój pojmowano jako przerwę pomiędzy jedną wojną a następną. W absurdalnej pożodze ścierają się dwie armie aby rozstrzygnąć ostateczny kres jednej bądź drugiej strony. Rozpacz Ofu Khana najlepszym podsumowaniem i dopełnieniem niesamowitości całokształtu. Wycisza się ostatnie zgliszcza dogasają samotnie.

Elektroniczne dźwięki niczym z soundtracka dobrze porytego filmu zafundowano w „Desolation”. Narkotyczna aura,  maszyna toczy sie powoli smagana przez cybernetyczne impulsy, które wspomagają spinają w całość. Psychodeliczne, dziwnie przetworzone wrzaski przecierają szlak trochę groteskowego rządu maszyn, dobrze nasmarowane, intensywne brzmienie, transowe hałasowanie.

Nadszedł na tytułowy upadek świata - straciłem rachubę, który z kolei podczas odsłuchu tej apokaliptycznej płyty. Początek niczym w myśl starego porzekadła - cisza przed burzą. Dzwonki na wietrze zwiastują przeciągnięty, wspaniały riff, solidny ciężar razem z thrasherską manierą wokalisty stanowią reminiscencję początków tej nietuzinkowej grupy. Szarpane partie gitar, pierwotny minimalizm, mechaniczna sekcja rytmiczna i cichy podmuch eterycznych dzwonków, szept... i kolejny K.O. zafundowane przez rozpędzoną industrial thrash metalową lokomotywę. 

Po zaskakującym instrumentalnym coverze Global Genocide Forget Heaven o  kuriozalnym tytule „Dead Men Don't Rape” przychodzi pora na noisowego Telesfora pt. „WeltSchmertz”, gdzie witają nas zsamplowane, medialne głosy, monotonna praca mechanizmu, paleta przeróżnych hałasów, szumów, stukotu, kołatania, turkotu, chrobotania, buczenia... po tym osobliwym wprowadzeniu pali słuchacza przytłumiony płomień nienawiści. Chaos, połamane nieprzystępne dźwięki ale nadal urzekające niesamowitym klimatem. Po zahartowaniu narażeni zostajemy na brutalną black metalową falę
 jadu. Ból, cierpienie, nienawiść, zniszczenie. Pustkę wypełnia transowe spowolnienie, ostatnie ciężkie ciosy i poczucie wszechogarniającej syntetycznej, zimnej pustki.

Pustka ta wypełnia znów śmierć „[Dead]”, żałoba, niewyraźnego riffowania, stosowna podniosła atmosfera. Otchłań objawia właśnie swój potencjał pochłaniając nas bez reszty. Powoli, ot bawi się mamiąc przystępnymi, wręcz ładnymi chodź nadal wynaturzonymi dźwiękami. Zimny ambientowy koniec tej wspaniałej płyty.

Klimat tej płyty jest nie do opisania, tego naprawdę trzeba samemu posłuchać, okładka stanowi trafną przestrogę, ta muzyka wręcz promieniuje, prześwietla i na pewno nie pozostawia słuchacza obojętnym. Jest to bez dwóch zdań największe dokonanie tego zespołu a już na pewno najlepszy jak dotąd album nagrany przezeń w XXI wieku.

Ignatius
O mnie Ignatius

♤Everything louder than everyone else♤ Entuzjasta hard'n'heavy

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura