Ignatius Ignatius
257
BLOG

Crematory: Pray - Recenzja

Ignatius Ignatius Kultura Obserwuj notkę 0

W 2008 roku, po drugim niemieckojęzycznym albumie zespół nagrywa album Pray. Kolor i estetyka okładki wygląda znajomo, od razu budzi skojarzenia z Believei Revolution. Dzięki temu można snuć domysły czego się można spodziewać, bowiem album nawiązuje do swoich poprzedników pewnymi rozwiązaniami – dlatego też traktuje te albumy jako białą trylogię. Z drugiej strony album ten przynosi kolejny skok jakości i prawdziwy powiew świeżości.

When darkness falls, the end will call

Album rozpoczyna się od ciepłej aury adekwatnej do letnich wieczorów. „When Darkness Falls”, zaprasza cichym, nastrojowym szeptem. Akustyczne rozmarzone plumkanie z rozmytą mgiełką przerywa przypływ ostrzejszego temperamentu. Czyste wokale, growle wszystko jednak stonowane, opanowane, dostojne, dojrzałe. Obiecujący początek zawierający wszystko co w muzyce proponowanej przez Creamtory najlepsze zaklęte w doskonałe brzmienie. Drapieżne riffy dodają nieco zamieszania, po czym następuje zwrot ku spokojniejszemu graniu. Co od razu słychać klawisze Katrin są mocno schowane i nie dominują tak jak na swojej poprzedniczce.

Takiej jazdy jak w „Left the Ground” nie spodziewałem się. Utwór rozpoczyna, dziwny nawiedzony gwizd niczym z oldschoolowego horroru. Bardzo duży komercyjny cios z typową dla Niemców pikanterią. Cieszy ucho konkretny, soczysty growl Felixa, który kontrastuje z eterycznymi, rozmytymi klimatycznie metalowymi dźwiękami. Naprawdę intrygujący nietypowy utwór.

Gdybym miał przypisać tę płytę do pory roku to byłoby to lato, słychać to na przykład w organowym, ciepłym powiewie i orzeźwiającym lekkim deszczyku w tle jaki słychać we wstępie „Alone”, który przeistacza się w doomowy walec. Znów klawisze chowają się w tył czarując swymi magicznymi aurami. Utwór swym bogactwem dźwięków i nastrojów nimi generowanych, wręcz plastycznie obrazują problem samotności. Dostojne klawisze Katrin w jednym momencie potrafią kreślić barwy melancholijne czy nawet przygnębiające. Czego tutaj nie ma: ambientowy pasaż, dzwony, hammondy, pięknie zaakcentowany bas przez Heralda. Po dawce smutku przychodzi czas na mistycyzm a nawet erotyzm. „Alone” jest jednym z najbardziej progresywnych kawałków w historii Crematory. W dodatku jeden z najlepszych w mej opinii kawałków jaki wyszedł z pod palców tej kapeli.


Take revenge on the whole human race

Tytułowy utwór kontynuuje zmienne nastroje poprzedniego, przez co już tak nie zaskakuje. Nie mniej też posiada bogatą paletę intrygujących dźwięków. Utwór za to jest bardziej dynamiczny i gitarowy. Nawet czyste wokale w chórkach są zadziorniejsze. Katrin konsekwentnie oszczędza swój parapet, dając polę do popisu dla kotłujących dźwięków gitary Matthiasa. Mąż Katrin solidaryzując się również proponuje bardziej ospałą grę. Radykalną zmianę nastroju eksploduje wraz z czadowym  przyspieszeniem. Druga połowa przynosi znaczną brutalizację ocierając się nie mal o crematorowe podejście do death metalu.

Zgodnie z tytułem „Sleep Solutions” ma właściwości lekko usypiające. Wyciszenie chwyltiwym pościelowym intro, akustyczne szybkie przełamanie ale motyw jest kontynuowany. Włącza się w końcu ciężka gitara i growl. Minimalizm tego typu pasuje jak ulał i ma coś z pierwszych płyt. Kolejny progresywny, zróżnicowany utwór niebiańskość z szczyptą piekła stanowi sprawdzoną przez ten zespół recepturę. Po tych kilku utworach słychać dobrze, że album brzmi bardziej naturalnie niż taki Revolution. Hammondowe pasaże - niby nic odkrywczego, ale za to jak za serce te dźwięki chwytają. Klamra spaja całość wyciszającym brzmieniem klawiszy, które przechodzą jakby w sygnał, echa zwiastującej apokalipsę syreny.

Te niepokojące dźwięki okazały się podmuchem wiatru, wzmaga się zimna zawierucha, padają pojedyncze klawiszowe zmarznięte krople, lodowate klawisze nasycają wiatr lodem żywym, który tak wspaniale przeszywa. Cóż lato też ma swój kres i w sierpniowych wieczorach czuć już zapowiedź jesieni. Jest to kolejny nietypowy dla tego zespołu utwór o filmowym rozmachu. Bardzo malowniczy utwór pełen melodeklamacji, efektów typu wstawek krzyczących niewiast. „Just Words”to muzyczna, progresywna bajka i kolejny mocny punkt programu Pray.

Dbając o odpowiedni dynamizm albumu „Burning Bridges” przynosi bardziej nowocześnie metalowe dźwięki. Rozpędzony, żywiołowy z gwałtownymi riffami, z pazurem i zakrwawionych kłami .
Nowoczesny sznyt kontynuowany jest również w „Have You Ever?”. Po patetycznym klawiszowym wstępie budzi się przyduszony riff, który się rozkręca i nabiera atrakcyjnych kształtów. Utwór ma coś z industrialnej mechaniki do której nie raz Crematory nawiązywał. Klawisze w tle kontrastują z bezwzględnym surowym klimatem. Wyjątkowo udany kontrast – Nowoczesne rozwiązania bez duszy a z drugiej strony jednak mistyczne klawiszowe tło.

Powoli album chyli się ku końcowi, powoli nastaje czas na rozliczenia i w sposób symboliczny zespół zaproponował nostalgiczną liatnię zatytułowaną po prostu „Remember”. Jest to najbardziej gotycko-industrialny utwór na Pray, który niepokoi głębokimi growlami. Zazębia się przebojowość z topornością. Jest o najabrdziej urozmaicony pod kątem wokalnym albumem, pełno tu ciekawych rozwiązań jak chociażby niecierpliwy szept przez zaciśnięte zęby.

Say goodbye, soon to fade away, with the memories in grey.


Na sam koniec zespół żegna się w tytule „Say Goodbye”. Intro stanowi tajemnicze ambientowe intro o mocno psychodeliczno-horrorowym posmaku. Początkowo można odnieść wrażenie, że to będzie standardowy zamykacz i jakieś rozwleczone pitu pitu a tu nagle z spokojnej ballady przebijają się rogi crematorowej masywności. Motoryczny szarpany riff pokazuje, że zespół ten potrafi skończyć z przytupem. Solidny, barwny finisz tej znakomitej płyty. Kompletnie innej a przy tym bardzo równej. Jest to dla mnie ścisła czołówka i wyżyny twórcze w historii Crematory i ogólnie klimatycznego metalu. Tak prawdziwie porgresywnego albumu ten zespół jeszcze nie miał w swej historii. Po zachowawczej ale o wysokim poziomie Belivepo ludycznie „eksperymentatorskiej” Revolutionprzyszedł czas na prawdziwy gotycki majstersztyk na miarę XXI wieku. Jak dodamy do tego, że niektóre wydania płyty były aromatyzowane, to już chyba nie muszę pisać jaki to był szał dla niemal wszystkich zmysłów.

 

Ignatius
O mnie Ignatius

♤Everything louder than everyone else♤ Entuzjasta hard'n'heavy

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura