Ignatius Ignatius
359
BLOG

Proletaryat - Moto Zauro Music 2014 - Relacja z koncertu

Ignatius Ignatius Kultura Obserwuj notkę 0

Na początku sierpnia w bałtowskim Juraparku, odbyła się tegoroczna edycja Moto Zauro Music. Jest to już siódmy zlot miłośników motocykli, na którym wieczorami pojawiały się różne zespoły umilające bujne życie towarzyskie i zabawę.

Gwiazdą wieczoru drugiego dnia był zasłużony dinozaur polskiego rocka – Proletaryat, który w takim towarzystwie czuł się jak pra ryba w wodzie. Set był adekwatnie w dużej mierze prehistoryczny, od początku Oley zaznaczał, że będziemy cofać się do niepamiętnych lat końca ubiegłego wieku. Nie licząc kilku utworów takich jak: „Do dna”, „9 kul” Proletaryat dotrzymał słowa. Zespół zagrał kawał energetycznego giga czego najlepszym świadectwem było naprawdę solidne pogo pod sceną. Zresztą trudno się dziwić, gdy serwowano takie dosłowne killery jak „Hej naprzód marsz” „Tienanmen”, „Proletariat” poprawione ciosami prosto w ryj jak „Pokój z kulą w głowie”, „Ofiarny stos”. Nie obyło się bez szlagieru z IV, czyli „piosenki ornitologicznej” – „Jak ptak”, który rzewnie został odśpiewany przez wszystkich. W zasadzie z proletariackich klasyków zabrakło mi chyba tylko „Red Rain”. Trochę przyznam obawiałem się koncertu na odwal się, zagrają okrojony set i dobranoc, cóż za krzywdząca zbrodniomyśl – stare punko metale bisowały z trzy razy grając łącznie niemal bite dwie godziny. Wszyscy włożyli w ten gig całe serce, zwłaszcza widać to było po Oleyu, który nieźle się napocił pokazując klasę. w Ktoś pod sceną miał niezłą spinę, gdy Oley zapowiadając „Mamy tysiąc lat” pół żartem pół serio mówił o tym, że dziś na festiwalach, w dobrym tonie jest zagranie piosenki patriotycznej. Dlatego prewencyjnie zastosowano skuteczny środek na rozwolnienie „Srajmy (nie chcę, nie)”. Na sam koniec, (ponoć specjalnie z okazji tego koncertu) zespół zagrał swój najbardziej radykalny protest song „Nie, kurwa nie”, który został wymierzony we wszystkich tych górze, na dole, na zachodzie i na wschodzie. Jako, że nieskomplikowany tekst „Nie, kurwa nie!” bardzo szybko się udzielał, wszyscy bardzo chętnie wtórowali Oleyowi, grzecznie skandując. W ten mały muzyczny żart wpleciony został akcent z „Karalucha” i tym samym skończył się koncert bo zespół narzekał, że wódka na nich czeka.  

Przed koncertem można było dopaść zespół pod okolicznym sklepem, chwilę pogawędzić, zdobyć najbardziej siermiężne autografy w historii (biedny Oley z pięć minut męczył się z autografem bo podpisywał go na boku samochodu i długopisy nie chciały współpracować).

Jako, że na koncert trafiłem bardzo spontanicznie, na trasie wakacyjnych wojaży, tym bardziej jestem zadowolony.  

Ignatius
O mnie Ignatius

♤Everything louder than everyone else♤ Entuzjasta hard'n'heavy

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura