Ignatius Ignatius
245
BLOG

Crematory: Illusions - Recenzja

Ignatius Ignatius Kultura Obserwuj notkę 0

Crematory najlepiej się czuje w środowisku mirażu, nieuchwytnej iluzji, chodź nazwa zespołu jest dobitnie realna, twarda, toporna i bardzo dosadna. W 1995 roku ukazał się trzeci album niemieckichklimatischen metalheads.

Heute ist ein guter Tag zum sterben

Skoro szwaby tak twierdzą, to pewnie coś w tym jest, a więc uśmiercajmy się w crematorowym stylu. Militarystyczno industrialne dźwięku i wyszprechane powyższe słowa rozpoczynają kolejny, kluczowy etap kształtowania własnego stylu.

Z płyty na płytę jakość dźwięków stopniowo jest udoskonalana, jest to naturalny progress zespołu . To, że stylistycznie Crematory co raz bardziej skłania się ku mhrocznego gotyku było oczywiste ale nigdy tak lirycznie i smutno jak w utworze „Faces” jeszcze nie brzmiał. Płaczliwe klimaty, miłe, ciepłe brzmienie skrytej basowej gitary, melodyjna solówka i marszowa perkusja. Brzmienie dużo lepsze niż na poprzednich krążkach. Novum stanowią czyste wokalizy – które odtąd będą nieodłącznym elementem w crematorowej twórczości. Utwór delikatnie się rozkręca po death metalowych wpływach zostały już tylko kremówki i ewentualnie wymęczony wokal Felixa. Utwór jest zgrabną metalową pościelówą z akustycznymi plamami i ospałą perkusją. Z czasem wokale jadą na przemian growle i czyste - zrezygnowane i smutne. Tylko Katrin swoim parapetem stara się pocieszyć niczym matka głupich.

Tears Of Time - Lost In Light
Tears Of Time - Just An Illusion
Tears Of Time - Lost In Light
Tears Of Time - Just An Illusion

Któż tych słów nie znał na pamięć, gdy w połowie lat 90. był brudem albo gothem? Stało się „Tears of Time” to pierwszy nie bójmy się tego słowa użyć przebój Crematory. Prawdziwy szlagier w imię zasady – biesiada musi być. Dziś to już jest klasyka gotyckiego metalu. Bardzo dobre wrażenie robią mocniejsze fragmenty utworu z soczyście gruzującą gitarą. Pani klawiszowiec w swej grze czyni ewidentne postępy– aż trudno uwierzyć, że to ten sam zespół. Zmienne nastroje począwszy od rozanielonych melodii po zalatującą siarką chropowatością gitary .Chodź momentami robi się niebezpiecznie zbyt radio friendly(nie ostatni raz zresztą) to przecież od czasu do czasu człowiek ulegnie pokusie waty cukrowej.

Huśtawki nastrojów jak na gotów przystało to bardzo mocna strona Crematory. Po chwilowym rozluźnieniu wracają bardziej pochmurne dźwięki. Zadziorny wstęp w „My Way” i duszna atmosfera spowijająca zamgloną gitarę dowodzi, że Crematory pazurków nie zamierza się pozbyć – ewentualnie, kompromisowo w celach kosmetycznych zostają, estetycznie przycięte. Baśniowy nastrój budują intrygujące klawisze, które nawet dziś brzmią zaskakująco świeżo.  

O technicznym rozwoju instrumentalistów bardzo dobrze świadczy „Lost in Myself”, oprócz kwadratowych, nierównych dźwięków potrafią zagrać melodyjnie, przy tym nie popadając w banał (chodź to się niestety temu zespołowi zdarzało i zdarzać będzie). Wspaniały przykład starej szkoły klimatycznego metalu. Po mimo, że niektóre rozwiązania nie przetrzymały próby czasu, to jednak utwór ma coś w sobie magnetycznego.

Początkowo gitarowy riff otwierający „An Other…?” napawa optymizmem, z czasem na chwilę się zachmurzy, robi się trochę mroczniej i zimniej za sprawą przyduszonego riffu, powiało mrokiem również, w klawiszowym pasażu. Zaskakuje nagłe wejście pianinka, które idealnie wkomponowuje się z gitarowym riffem. Kolejny rozbudowany, zróżnicowany utwór.

Przyszedł czas na instrumentalny przerywnik „The Atmosphere”, który jest totalnym odlotem. Klimatyczne arcydzieło, które długo po przesłuchaniu płyty pobrzmiewać będzie echem. Spodobało się zespołowi przestrzenne brzmienie, słychać to jak się tymi dźwiękami sycić po  kościelnych chórach. Minimalizm gitary akustycznej i syntezatorowy leniwy puls tworzą wyśmienitą tytułową atmosferę. Psychodeliczna jazda cały czas rozszerza swe granice percepcji przez całość trwania utworu. Ten utwór to nie żadna zapchajdziura, wręcz przeciwnie jeden z jaśniejszych momentów płyty.

W „The Beginning of The End” juz bardziej smutne nastroje panują.Melodeklamacja z czasem przybiera quasigrowlowe formy, które brzmią groteskowo. Za to sfera instrumentalna czaruje sypiąc niczym z rękawa starego maga, kapitalnymi dźwiękami . To kolejny przykład tego jaka rewolucja nastąpiła w tym zespole.

Już samym tytułem zespół z premedytacją puszcza do nas oczko – „Sweet Solitude” to istny doomowy, grobowy walec. Markus ciężko wyżywa się na swoim zestawie perkusyjnym. Zdecydowanie jeden z najbardziej masywnych utworów, z czasem przechodzi do groźnego riffowania z niepokojącymi lekko monotonnymi klawiszami. Dramaturgia narasta, atmosfera gęstnieje by w kulminacyjnym momencie uderzyć transowym elektronicznym pasażem, który nieco ożywia ten narkotyczny muł.   

Katrin co raz więcej sobie pozwala wplatając industrialne dźwięki, w „Dreams of Dancing”. Zróżnicowane wokale, przeplatany czysty ale silny, wręcz jakby karzący wokal i rozgoryczony growl. W tle symfoniczno gitarowe ewolucje, dziwne fanfary i zdecydowane przejścia perkusisty. Bardzo dobry gothic death metalowy cios z rozbrajającą, BARDZO fantazyjną wstawką, radosnego pianinka i dzwonów. Po chwili robi się jeszcze intensywniej za sprawą najbrutalniejszej na tejże płycie partii perkusji

W „… Just Dreaming” mamy kolejną okazję żeby posłuchać nieśmiałego basisty Haralda. Bardzo ciężki utwór z innym niż do tej pory brzmieniem perkusji. Od strony wokalnej miks klimatycznych westchnień i brutalnego growlu. Na pierwszym planie klawisze snują symfoniczne smugi.

Na koniec Kasia zaserwowała elektroniczno-noisowo- symfoniczną jazdę zatytułowaną „Visions”- niczego sobie solówka na pianinie , włącza się orkiestracja i mamy kolejny do kolekcji ambientowy popis Crematory.

Mimo, że na albumie znajduje się „Tears of Time” to chyba jednak jest niedoceniony. Może dlatego, że w przyszłości zostanie przyćmiony kolejnymi solidnie wysmażonymi w kreatorskim piecu krążkami. Może w wówczas konkurencja była skuteczniejsza? (Podejrzewam, że miodna kolorystyka okładki bynajmniej nie jest przypadkowa). Wszystko jest względne. Osobiście po surowych, dwóch pierwszych albumach nie spodziewałem się aż takiego rozmachu, nagłego skoku jakości muzyki, takiego bogactwa dźwięków.  

Ignatius
O mnie Ignatius

♤Everything louder than everyone else♤ Entuzjasta hard'n'heavy

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura