Ignatius Ignatius
122
BLOG

Entombed: Monkey Puss (Live in London) - Recenzja

Ignatius Ignatius Kultura Obserwuj notkę 0

Na przestrzeni ostatnich lat przytłaczani byliśmy dobrodziejstwem DVD. Często wychodziły materiały wołającego o pomstę do niebios. Nie ma co narzekać wychodzą też też perełki, nierzadko historyczne których wartość archiwalna jest trudna do przecenienia. Wydany pierwotnie w 1999 na kompakcie i VHS Monkey Puss (Live in London) został dwa lata później wznowiony na DVD (dorzucone również do jubileuszowej reedycji Clandestine).

Monkey Puss (Live in London) pomimo ascetycznej surowości jest w mojej opinii bliskie ideału. Nie ma tutaj miliardów zbędnych pierdów, kilometrów klikania w menu w celu przeżywania zapętlonych animacji. Pozycja Entombed jest bardzo konkretna: kolekcja klipów z lat 1990-1995 i tytułowy koncert z Londynu z 1992roku - to właśnie świadczy o wartości tego wydawnictwa. Bowiem tym samym zespół został uchwycony tuż po powrocie L-G Petrova do składu, ale jeszcze przed stylistycznymi rewolucjami. Dzięki temu DVD można obejrzeć gig w starym składzie, z setem składającym się uczciwie, z połową utworów z obu pierwszych płyt - cóż lepszego można sobie wyobrazić, nie licząc odegrania tych że płyt w całości? Set oprócz promujących owe wydawnictwa hiciory jak „Stranger Aeons” i „Crawl” malowniczo pruto publikę klasykami jak „But Life Goes On”, „Revel in Flesh a niezwykle skutecznie patroszono od pierwszych sekund koncertu „Living Death” czy jednym z najlepszych momentów giga „Sinner Bleed”. Podejrzewam, że monumentalny finał w postaci „Left Hand Path” nie jednemu zafundował moczenie się na miejscu. Jakość dźwięku i obrazu biorąc pod uwagę że koncert był rejestrowany dwadzieścia dwa lata temu jest bardzo sympatyczna, ciepłe, czytelne – jedynie do czego można się przyczepić to, że solówki mają spłaszczone brzmienie. Scena, bogactwo barw świateł, prezencja zespołu i metalowej braci słowem wspaniała pamiątka z czasów już nie brzasku a niekwestionowanej supremacji  Szwedów. Zespół przyjęty idealnie pod sceną maniacy kotłują się aż wióry lecą. Obowiązkowy solidny mosh i stage diving na czele – uchwycony dzięki ujęciom kamery. Widać też, że zespół dobrze się bawił, L-G Petrov szaleje, obłąkańczo miota się, szczerzy kły w groźnych grymasach. Gitarzyści triumfalnie odpalają swoje niezrównoważone solówki. Obok pomysłowych ujęć niestety są momenty irytujące, te wszystkie przesadne zbliżenia na wszystko co się da(łącznie z namiętną penetracją wnętrza centralki Nicka Anderssona). Zresztą to jest drobiazg przy całokształcie miodności tego wydawnictwa.

Kolekcja klipów jest równie atrakcyjna co sam koncert. Cześć z nich co prawda nie przetrwała próby czasu, jak choćby archaiczny, mało czytelny momentami „Left Hand Path” z ujęciami zaczerpniętymi z koncertu i fragmentu Hellrisera. Fabularyzowany „Stranger Aeons” klimatem wpisując się w wczesne lata ‘90 jakością nie odbiega od obrazków Death czy Morbid Angel. Najbardziej efektownym klipem jest oczywiście komiksowy kolarz do „Wolverine Blues” nawiązujący do najpopularniejszego X-Mana.

Na pierwszy rzut oka wydaje się, że zawartość jest uboga ale to naprawdę jest kawał zgniłego trupa o bogatym wnętrzu.

Ignatius
O mnie Ignatius

♤Everything louder than everyone else♤ Entuzjasta hard'n'heavy

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura