Ignatius Ignatius
140
BLOG

Treponem Pal: Excess & Overdrive (1993) - Recenzja

Ignatius Ignatius Kultura Obserwuj notkę 2

Treponem Pal: Excess and Overdrive (1993) - RecenzjaTrzecia duża płyta Francuzów ukazała się w 1993 roku, jest to bez wątpienia opus magnum tego zespołu i godne zwieńczenie syfilitycznej trylogii. Z płyty na płytę Treponem Pal rozwijał się, jak na miarę awangardowego zespołu, nie bał się eksperymentów, otwierał się co raz bardziej na wpływy muzyki elektronicznej. Teoria trzeciej płyty wzorcowo pasuje do Treponem Pal, Excess and Overdrivejest to album, gdzie w pełni wykrystalizował się styl zespołu, jest to zarazem dojrzały album, jak zawsze pełen intrygujących pomysłów a przy tym niepozbawiony dzikości i spontaniczności.

Syntetyczne intro rozpoczyna „Out of Reach”,  mniej obskurne wokale Marco, klarowniejsze brzmienie i do bólu mechaniczne riffowanie. Perkusja brzmi jak automat perkusyjny, gitara basowa daleko w tle złowrogo grzmi. Wzorowo uchwycono przemysłowy minimalizm, transowe zapętlone riffy i nawiedzone dysonanse wbijają, się niczym zardzewiałe drzazgi. To już czystej krwi industrial metal bez thrashowych naleciałości.

Tak na dobrą sprawę dopiero w „Pushing You Too Far” rozpoczynają się poważne eksperymenty z elektroniką w muzyce Treponem Pal. Dotychczas zespół głównie opierał się na klasycznym instrumentarium. Czystszy wokal z wspaniałym pogłosem, miarowe bicie perkusji i rozmyte gitary, które wywołują wszechogarniającą konfuzję. Dodajmy do tego przebojowy refren kontrastujący z momentami, gdy kawałek rozłazi się i momentami nie wiadomo o co chodzi. Wszystkie te gitarowe psychodeliczne, wręcz space rockowe smaczki na długo utkwią wam w pamięci. Jeden z najbardziej rozbudowanych utworów na albumie, wspaniały klimatyczny kawał nieszablonowego podejścia do obróbki metalu. Nadal brzmi to świeżo i nowocześnie, chodź album ma już ponad dwadzieścia wiosen za sobą.

Tytułowy utwór przywołuje nastrój grozy, które przeradzają się w kakofoniczną ścianę, skutecznie przyłączającą i drażniącą. Wokal czytelny ale jeszcze bardziej brudny i pełen ohydy. Ciężki lepiący się kawał mechanicznie porąbanego ścierwa. Słusznie ten kawałek promował płytę, na długo po odsłuchu nuci się pod nosem, maniakalny refren wokalisty. Ta dziwna infekująca przebojowość, miażdżące riffy, miarowe dudnienie perkusji...

Przekornie zatytułowany utwór  „For Progress” jest chwilową wycieczką w pijackie rejony debiutanckiej płyty. Przesiąknięty, krwią i ropą bas po chwili wycofuje się na rzecz hegemonii piskliwych dźwięków gitary. Gitarzysta wyżywa się wydobywając z swego instrumentu pokręcone, wyraźnie nie zdrowe dźwięki. Intensywny, intrygujący kawałek.

Drugą na tym krążku dłuższą formą jest „Crimsion Garden”, cóż taki tytuł zobowiązuje i rzeczywiście jest to jeden z najciekawszych arcydzieł jaki ten zespół poczynił. Jest to twór o charakterze przećpanego jammowania, stopniowo małymi krokami zespół rozkręca się. Gitarzyści szafują klasycznymi riffami, które konfrontowane są z bardziej eksperymentalnymi dźwiękami. Bardziej okiełznany rock’n’rollowy kawałek z ciekawymi brzmieniowymi urozmaiceniami. Świetna praca gitary basowej, która stanowi kręgosłup tego potwora, który hipnotyzuje powolnym dosadnym rytmem. Psychodeliczne delicje z najwyższej półki, które od razu przywołują na myśl mistrzów z przełomu lat 60/70. Kawał progresywnego grania. Apokaliptyczną atmosferą przebito cover Kraftwerk, który znalazł się na Aggravation

O sile tego woluminu świadczy jego zróżnicowanie, zespół naprawdę grubo szasta klimatami. „Stoned” to typowy skoczny rockers na rozluźnienie po poprzedzającym go monolitycznym opusie. Nie obyło się bez pokombinowania, ale na upartego w radiu można by go puścić. Kolejny, przebojowy, narkotyczny hiciur od Francuzów.

 Jak się już wyszumieliśmy to czas na mała wycieczkę do „Nowhere Land”. Gdzie porwie nas pierwotny groove, soczysty, zajadły jak diabli gitarowy riff. Jest to gęsta neurotyczna zupa, eksplozje sekcji rytmicznej wyrywają nas z katatonii. Wyjątkowo energetyczny, perkusyjny utwór o plemiennym rytmie. W „Blow Me Out" od początku budzi przestrach i osłupienie doomowy wygar. Roztopiony ołów wycieka z gitarowych strun. Zdawkowe, bezpośrednie uderzenia obuchem, wyżwyanie się na gitarowym motywie przewodnim. Znów perkusista zaczyna wybijać rytualny rytm. Utwór usilnie spowalniany, przecz co znów mamy znów wrażenie obcowania z narkotycznymi oparami sączącymi się leniwie z instrumentów. Utwór nas powoli przeżuwa, trawi niczym krematorium.

Dwa następne kawałki, były ogrywane na koncertach przed ukazaniem się tejże płyty, mowa o „Sometimes” i  „Full Moon”. Studyjnie nabierają właściwych kształtów, porywająca głębią, każdy pojedynczy dźwięk technicznej pracy perkusji to istna poezja, każdy detal, szczęk, stukot razem z trudną do opisania przestrzennością sprawiają, że utwory te wiele zyskują. Przemysłowe odgłosy nienachalnie dopełniają całości. Na uwagę zasługują wspaniale popisy każdego z instrumentalistów, zwłaszcza basista i wspomniany perkusista odwalają wyborną robotę.  W „Full Moon, który brzmi znacznie masywniej i jeszcze bardziej przestrzennie, wypełniony po brzegi porytymi gitarowymi zagrywkami. Chirurgicznie połamany i poszatkowany z uzależniającym brzmieniem gitary basowej. Wspaniały finisz, kapitalnej płyty. Na niezobowiązujący deser zaprasza nas zespół w remixie tytułowego kawałka. Ot dobra przeróbka z dodanymi efektami dźwiękowymi.

Od początku do końca, dzieło skończone bez zbędnych baboli i śmieci. Każdy utwór jakby z innej taśmy montażowej, każdy wypełniony, osobliwymi, oryginalnymi patentami.

Wszystkie trzy pierwsze płyty zasługują na uwagę ale Excess and Overdrive jest lekturą obowiązkową. Ten album zamyka pierwszy i najważniejszy rozdział w dziejach Treponem Pal. To co się działo później, to już inna historia.

 

Ignatius
O mnie Ignatius

♤Everything louder than everyone else♤ Entuzjasta hard'n'heavy

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura